913

„Jak Vjetar” to jedna z moich pierwszych kompozycji, która znajduje się na polskiej płycie „Travelling with Angels”. Ma już rok. I całkiem niedawno obchodziła urodziny.

Dziś zdradzę Wam jaki był jej proces twórczy. Jesteście zainteresowani jak powstaje kompozycja, nagranie, teledysk, a potem umieszczenie na płycie, zarejestrowanie, wykupienie licencji? „Jak Vietar” odniosła już duży sukces.  Została nagrodzona w zeszłym roku podczas Festiwalu „Losy Polsków” (zdobyła trzecie miejsce w kategorii teledyski) i została super odebrana przez słuchaczy, otrzymując wiele dobrych  medialnych recenzji np. w Radio Bar i mazopolska.pl, czy nasztomaszow.pl.

Obecnie ma prawie 13 tysięcy wyświetleń na FacebookWatch oraz prawie pięć tysięcy na You Tube oczywiście bez żadnych płatnych reklam. Czeka obecnie spokojnie na swój dalszy los czyli na digitalizację. Ale zacznę od początku. Zastanawiacie się czasem skąd się biorą moje kompozycje? Co jest dla mnie inspiracją? Może kiedyś więcej opowiem.

Tymczasem dziś zdradzę kilka sekretów. Kompozycja muzyczna powstała w 2016 roku w miejscowości Bar w Czarnogórze w kawiarni Velja Vrata przy wejściu do Starego Miasta, gdzie często przesiadywałem pijąc o poranku kawę u Zorana.

Słowa do niej napisałem wspominając właśnie ten czas w lipcu 2020 roku w Rewie nad Morzem Bałtyckim w Polsce. Czyli kompozycja powstała w kawiarni z widokiem na góry i Stare Miasto, a słowa w pokoju hotelowym z widokiem na Zatokę Gdańską. To wtedy pewne wspomnienia wróciły do mnie jak bumerang.  W lipcu wiało tam tak samo mocno jak w Czarnogórze w listopadzie.

Ten przenikający do kości, silny, zimny wiatr, wdzierał mi się aż do trzewi. Dotychczas go wspominam. To on po części był właśnie inspiracją, tak jak i historia, która się w moim życiu wtedy wydarzyła. Pierwszy raz ze słowami nagrałem „Jak Vjetar” na telefonie 12 lipca 2020 roku, a już 10 października teledysk pojawił się na moim Funpage (wtedy jeszcze nie miałem kanału na YouTube). To był naprawdę sprint. Te trzy bardzo intensywne miesiące pracy wielu zaangażowanych osób zaowocowały aż cztero minutowym teledyskiem i  jedną piosenką na mojej autorskiej płycie.  Dziś w mojej teczce z dokumentami mam zawartych przy niej szesnaście umów, a pewnie będzie ich więcej. Tak, to nie żart, ale to właśnie te umowy pokazują, że współczesna, legalna  muzyka to mnóstwo spraw organizacyjnych i to nie tylko papierkowych. Ale ich przecież na pierwszy rzut oka nie zobaczycie.  ZAIKS, SAWP, ISRC kody, licencje, umowy cywilne, umowy użyczenia i wiele innych to ciężka praca nie tylko dla dobrego wyspecjalizowanego w prawie autorskim prawnika, ale i duże koszty, poświęcony czas. Jak tu się nie poddać, już na samym początku? Po drodze cała produkcja muzyczna, próby, codzienne ćwiczenie (to były pierwsze moje nagrania wokalne), godziny w studio nagrań, aranż, miks i mastering. Potem scenariusz teledysku, choreografia, lokalizacja, czatowanie na pogodę i ekipę filmową gotową do pracy w określonym miejscu i czasie.

Czy wiecie, że w wyspecjalizowanych firmach to praca dla kilkunastu osób przez dobry miesiąc? A produkcja teledysku wydaje się przecież łatwa i przyjemna, nieprawdaż? Jakaż ona ciężka, mozolna i czasochłonna. Potem zdaje się już tylko montaż , koloryzacja, uzgodnienia, czyjeś nieprzespane noce. Po trzech miesiącach  wyrzeczeń, zainwestowania dużych środków finansowych mogłem wreszcie powiedzieć  hurra, mam już swój produkt muzyczny-gotowy.  Mój własny cztero minutowy teledysk ujrzał światło dzienne  w czasach pandemicznych 10 października 2020 r. Jakiż to był dla mnie sukces, jaka radość. Dziś świętuje roczek.

Jak się jednak okazuje to był dopiero początek pracy i tylko wierzchołek góry lodowej. Jak pokazać go odbiorcom, jak promować, jakich środków przekazu użyć, jakich metod marketingowych to tylko kilka podstawowych pytań, które trzeba sobie było wtedy zadać. Na światowym, czy polskim rynku muzycznym rządzą od wielu lat giganci, to właśnie oni robą wszystko, aby przeciętny artysta nie był w stanie pokazać prawdziwego siebie. Ich hasło pewnie brzmi: „Albo jesteś z nami, albo nikim”. To my jako artyści mamy być gotowym, łatwym do sprzedaży produktem, najlepiej zawoalowanym w oparach jakiegoś mini skandalu. Ja od początku wiedziałem, że idę ostro pod górę, po szczeblach drabiny, która nie jest zbyt stabilna, mając do wyboru na każdym kroku zboczenie z obranej ścieżki, sprzedanie siebie, oddanie w paszczę jakiegoś rekina. Wybierając niezależność miałem jednak pełną świadomość tego co robię i dlaczego. Znam niewielu artystów muzyków, którym to się udało. Tak naprawdę tylko oni są świadomi tego jak trudno być współcześnie niezależnym muzykiem, który inwestuje w siebie samego i  „legalną kulturę”.

Dziś uważam, że zwyciężyłem przede wszystkim ze swoimi słabościami.   Stało się to za sprawą wszystkich niewidocznych „aniołów”, które będąc obok mnie pomagały. To właśnie dla Was kochani jest moja płyta. Dziękuję od serca.

Share
Go top